niedziela, 27 maja 2012

ROZDZIAŁ 3


ROZDZIAŁ 3

Sarę zaczynała denerwować panująca między nią a zwiadowcą atmosfera. Nie wiedziała, co powiedzieć, liczyła na to, że Kaedan odezwie się pierwszy. Jechali jeszcze długo w ciszy, aż zjechali ze wzgórza i zamek w Gex całkowicie zniknął im z pola widzenia. Sara spojrzała w stronę, gdzie powinien być zamek. Nie chciała go opuszczać, nie chciała opuszczać Everu ani Tuniolu. Ale misja, którą jej przydzielono, była najważniejsza w tej chwili. Inne kraje Sherdomu nie zgodzą się na sojusz. Jedyna nadzieja w słabych wojskach innych krajów Seantosu. No i w elfach, oczywiście. 
Dzień był słoneczny. Na niebie nie było ani jednej chmurki. Sara i Kaedan jechali już przez cztery godziny. Zatrzymali się na chwilę, lecz po chwili znowu ruszyli. Sara zauważyła, jak Kaedan parę razy otwiera i zamyka usta, tak jakby miał zamiar coś powiedzieć, ale nie mógł się odważyć. 
- Słyszałem, że znasz się na elfach- powiedział strasznie szybko, tak, że Sara ledwo go zrozumiała. Na dodatek mówił z tym akcentem...
- Tak... Znam też parę historii o Starym Lesie, ale raczej... nie są zbyt.... zachęcające...
- Mamy dużo czasu. Mów- zachęcił dziewczynę zwiadowca.
Sara opowiedziała historię o elfach, które wyniosły się do Lasu prze wiekami. Powiedziała o plotkach, jakie krążą o Starym Lesie. O tym, że nikt, kto tam się wybrał, nie wracał. O dziwnych odgłosach dochodzących z lasu, które mają odstraszać potencjalnych gości. Powiedziała mu wszystko, co wiedziała o elfach, powiedziała mu wszystkie legendy, jakie znała na temat Starego Lasu.Opowieści było wiele, choć Sara starała się streścić większość historii. Wydawało jej się, że mówi już całą wieczność. W końcu skończyła i spojrzała niepewnie w stronę Kaedana. Zwiadowca patrzył przed siebie. Dziewczyna nie wiedziała, czy Genedeńczyk w  ogóle ją słuchał. 
- Wspominałaś coś o hynach.... co to za istoty?- zapytał, wciąż patrząc przed siebie.
- Hyny... Hyny, odkąd pamięć ludzka sięga, zamieszkiwały góry Stonlandu i Ebandov. Nigdy jednak żadna hyna nie pokazała się człowiekowi. Ludzie snuli domysły o tych istotach, gdy widzieli w górach, na wielkich drzewach kontury niewyraźnej postaci. Kiedyś znaleziono kroniki z czasów, gdy hyny żyły wśród ludzi, których one nazywały 'małymi ludźmi'. Hyny górują nad nami wzrostem. Są dużo wyższe od ludzi. Mieszkają na drzewach nazywanych gorkami. Rosną one tylko wśród łańcucha górskiego Gork. Od niego wzięły swoją nazwę. Są to drzewa wysokie, wyższe znacznie od wszystkich drzew, które widziałeś kiedykolwiek. Szersze niż wszystkie zamki świata. Hyny mieszkają na gałęziach gorkow, a także w ich środku. We wnętrzu są zupełnie puste. Hyny podobno potrafią latać na lesalach, czyli stowrzeniah które ludzie nzywają smokami. Hyny ujeżdżają także Fythy. Są to stworzenia bardzo podobne do naszych koni. Są one jednak większe i  nie mają futra. Zamiast tego, pokrywa je śliska, ciemnoczerwona skóra.
- Muszą być dziwaczne. Skąd ty tyle wiesz? Ja dotychczas nie miałem pojęcia o żadnych z tych istot...
- Czytam mnóstwo starych książek i kronik. Czasem też rozmawiam z ludźmi z wioski. Ci zawsze coś powiedzą, zazwyczaj ich opowieści mijają się z prawdą, ale opowiadają naprawdę ciekawie.
- Ludzie w wioskach w Genedzie opowiadają tylko o wojnach i chlubią się swoimi schludnymi domkami. Nic ciekawego nie powiedzą. 
- Robi się ciemno. Lada chwila zapadnie noc. Musimy znaleźć miejsce, gdzie możemy nocować.
- Na razie znajdujemy się w Tuniolu, więc możemy nocować w gospodzie. Zgaduję, że gdy skręcimy na lewo,trafimy do jakiejś wioski.
- Tak, tam jest Hellow. To moja rodzinna wioska. Z tego co pamiętam, na samym końcu znajduje się gospoda 'Pod białym drzewem'. 
Oboje zawrócili konie z drogi i pojechali ledwo widoczną dróżką do Hellow. Z gospody na końcu wioski słychać było radosne śpiewanie. Sara uśmiechnęła się. Miło było znowu oglądać miejsce, gdzie się dorastało. Poznawała twarze niektórych ludzi, którzy spieszyli do swych chat. Sama jednak wiedziała, że bardzo się zmieniła. Odkąd umarła jej matka, a przyjęto ją na uczennicę mistrzyni kurierek, jej włosy pociemniały, z twarzy znikły piegi. Wiedziała, że gdyby powitała swoją dawną sąsiadkę, ta nie poznałaby jej. 'Szkoda'-pomyślała. 'Lubiłam tą kobietę'. Sara zastanawiała się, co robi teraz jej przyjaciel, Jarom. Znali się od zawsze. A kiedy zaproponowano jej naukę w panny Nies, nie zdążyła się z nim pożegnać. Napisała list, ale wątpiła, że ktokolwiek mu go dał. Sara zwinnie zeskoczyła z klaczy. Zerknęła na Keadana starającego się zejść z Cavera. Chłopak w końcu zgramolił się z konia. Wprowadził go i Esmeraldę do boksu przy gospodzie i razem z Sarą weszli do gospody. 
- Lepiej, żebyś ty rozmawiała. Rozpoznają mój akcent, a Genedeńczyka raczej tu nie chcą.- Szepnął do Sary, gdy wchodzili do gospody.
Przywitał ich pan Eldon Burg, włąściciel gospody. Sara poprosiła o dwa pokoje dla dwóch osób. Mężczyzna uśmiechnął się i zawołał swojego syna. Chłopak wziął dwa klucze i zaprowadził Kaedana oraz Sarę do pokoi, które wyznaczył im Eldon, po czym szybko odszedł, rzucając szybko coś o kolacji na dole. Kurierka i zwiadowca pospieszyli po schodach do jadalni, gdzie było mnóstwo osób bawiących się i pijących piwo. Syn gospodarza pokazał im stół, który został zapełniony najróżniejszymi potrawami. Dziewczyna niepewnie usiadła na stołku i rozejrzała się. W kącie gospody siedział Jarom. Samotny sączył piwo z smutną miną. Wyczuł wzrok kurierki i podniósł głowę. Sara natychmiast odwróciła się w stronę jedzenia. Kaedan już jadł. Dziewczyna nie wiedziała, co zrobić. Chciała przywitać starego przyjaciela, ale bała się, że ten jej nie pozna. Nachyliła się nad stołem. 
- Kto to?- zapytał cicho Kaedan.
- To mój stary przyjaciel. Z dzieciństwa.- Rzuciła szybko.
Odwróciła się ponownie w stronę Jaroma. Ten zauważył ją i jego smutną twarz rozjaśnił uśmiech. Wstał od stołu i szybko podszedł do stołu Sary. Kurierka wstała. 
- Sara? Sara Avey? 
- Tak, to ja- powiedziała szybko.
- To ja, Jarom. Pamiętasz mnie? 
- Tak, pamiętam cię, Jaromie. 
- Proszę cię, usiądźmy i porozmawiajmy...
Sara spojrzała na Kaedana. Ten szybko skinął głową w stronę dziewczyny. Kurierka odwróciła się twarzą do Jaroma i uśmiechnęła się. Usiadła przy innym, nie zajętym stole. Chłopak uczynił to samo. Sara przyjrzała się mu dokładniej. Jej przyjaciel wcale się nie zmienił. 
- Jak to się stało, że tak zniknęłaś? I czemu tu teraz jesteś? I kto to?- ostatnie pytanie zadał, wskazując palcem na Kaedana.
- Kiedy zmarła moja matka, zaproponowano mi uczenie się na kurierkę. Zrozum, nie mogłam przepuścić tej okazji...-dziewczyna spojrzała na Jaroma i ciągnęła dalej.- teraz jestem tu, ponieważ zostałam wysłana z misją, o której nie mogę mówić...
- A ten chłopak? Ten, z którym przyjechałaś...
- On towarzyszy mi w misji... Powiedz, co teraz robisz?
- Opiekuję się chorą matką i opiekuję się ziemią.
- A Mey? Gdzie ona jest?
- Mey nie żyje od dwóch lat. Zmarła na jakąś rzadką chorobę... Nikt nie wiedział, jak ją wyleczyć, ani czemu zachorowała... - Jarom miał łzy w oczach.
- Jaromie, tak mi przykro... Nic o tym nie wiedziałam.... 
- Najgorsze jest to, że moja matka najwyraźniej zachorowała na to samo... No właśnie! Zapomniałbym! Miałem wcześnie wrócić. Żegnaj, Saro. Może się jeszcze spotkamy- powiedział szybko, po czym znikł w drzwiach gospody.
Sara zerknęła w stronę stołu, gdzie siedział Kaedan. Już go tam nie było. Dziewczyna wstała i udała się do pokoju na górze. 
Następnego dnia o świcie już siodłała Esmeraldę. Gdy wyprowadzała klacz, do stajni wpełzł Kaedan.
- Naprawdę nie możemy wyruszyć później?- jęknął.
Sara nie odpowiedziała. Uśmiechnęła się pod nosem i przywiązała Esmeraldę do drzwi boksu.
-Pomogę ci siodłać Cavera- uśmiechnęła się.
Wkrótce konie były gotowe do drogi. Sara zapłaciła gospodarzowi i razem z Kaedanem wyruszyli w kierunku granicy z Ebandov.

sobota, 26 maja 2012

ROZDZIAŁ 2


ROZDZIAŁ 2

Baron Oul, panujący w Genedorze zauważył delegcję z jakiegoś kraju. Liczyła czterech jeźdźców, a jeden z nich wiózł flagę z godłem przypominającym godło Heoru, państwa zaprzyjaźnionego z Tuniolem. Genedor był jednym z mniejszych fortyfikacji Tuniolu. Nie nzaczyło to jednak, że był słaby. Miasta w innych krajach, tak. Lecz Tuniol był jednm z najmocniejszych krajów całego Sherdomu. Inne kraje nie były przygotowanie na odparcie większego ataku, nie dałyby rady przeciwstawić się innym, potężniejszym krajom. Żadne, oprócz Heoru i Tuniolu. Kraje te zawsze żyły w wielkiej przyjaźni. Oul nie widział w wyobraźni żadnego powodu przysłania delegacji właśnie tutaj, do Genedoru. Ale... nie, to nie była delegacja z Heoru. Oul pomylił się. Jeźdźcy pochodzili z Genedu i przyjechali do miasta, które Tuniol zdobył w Bitwie pod Genedem, a które było kiedyś stolicą Genedu. Przybysze długo stali przed bramą, dyskutując ze strażami, w końcu, choć niechętnie, wejście na dziedziniec otworzyła się, a jeźdźcy pospiesznie wjechali na dziedziniec, jakby chcąc nadrobić stracony czas. Baron Oul wyszedł na spotkanie przybyszom z wybrzeży Sherdomu. 'Przybyliśmy, panie od króla Afjodona. Jesteśmy tu, by zaproponować pomoc w bitwie, która was czeka, Panie'- odezwał się jeden z nich, stojący na czele. Mówił z dziwnym akcentem, tak, że pomimo tego, że mówił w Nowej Mowie, Oul ledwo go rozumiał 'Wejdźcie więc i powiedzcie, co macie do powiedzenia'- westchnął Oul. Jeźdźcy z Genedu zeszli z koni i odesłali je do stajni. Weszli do wielkiej sali w zamku, stamtąd poprowadzono ich do sali narad. Miała ona kształt koła, a po środku niej stał okrągły stół, na którym leżało wiele map. Pod ścianami stały krzesła. Baron Oul zasiadł równolegle do wejścia razem ze swymi doradcami po bokach i wskazał przybyszom z Genedu miejsca naprzeciw siebie. Twarze przybyszów zdradzały zaniepokojenie. 'Niebezpieczeństwo zbliża się, Panie do was i do wszystkich krajów Sherdomu. Wróg przybywa z Morza, z krajów, których my nie znamy, lecz o których krążą straszne legendy. Według nas, wróg zaatakuje najpierw wschodnią część Seantosu, po czym zaatakuje mocniejsze państwa, by na początku unicestwić najsilniejszych wrogów. Jesteśmy tu, by zaproponować pomoc, jak już rzekłem. Niebezpieczeństwo wielkie grozi wszystkim krajom na Morzu. Jeżeli nie pokonamy ich tutaj, wróg ruszy na dalsze kraje Sherdomu. Wtedy już nie zdołamy unicestwić najeźdźców. Chcemy pomóc wam pokonać wroga tutaj.'- skończył przewodniczący, mistrz zwiadowców Genedu, Gord. Dalej mówił już jego kompan, wyjaśniając, kim jest wróg, skąd przybywa i czego chce.  'Ja, oczywiście nie mam nic przeciwko, jednakże takie decyzje podejmuje jedynie król.'- wychrypiał Oul, gdy Genedeńczyk wszystki wytłumaczył. 'Więc zaprowadźcie nas do króla, panie'- powiedział Gord. 'Dobrze więc. Steork!'-wrzasnął Oul, a w drzwiach pojawił się drobny, młody służący Oula. 'Tak, panie?'- wyjąkał cienkim głosem.'Przygotuj konie dla mnie i dla doradców, niech konie przybyszów bedą także gotowe'-rozkazał Oul, po czym Wstał i wskazał Genedeńczykom wyjście. Po krótkim czasie baron Oul, jego doradcy: Meadok i Durk i cała delegacja z Genedu byli w drodze do stolicy Tuniolu i siedziby króla, do Everu. 
Po długiej i wyczerpującej podróży wreszcie dotarli do Everu. Tam król, po wyjaśnieniach ze strony Oula przyjął Genedeńczyków w swoim zamku. Wyznaczył im pokoje, w których mogli odpocząć. Niedługo później zaproszono ich do jadalnie, gdzie dostali kolację. Po posiłku Genedeńczycy udali się do wyznaczonych im pokoi, a król Feraon zaprosił Oula do swoich komnat, by przedyskutować przybycie Genedeńczyków.
- Więc ty twierdzisz, że mają nam pomóc?- zapytał Feraon.
- Tak, królu. Nie ma w nich już tych Genedeńczyków, którzy mieszkali na Seantos.  Oni chcą przymieża. 
- Dobrze zrobili, przyjeżdżając do ciebie, Oulu. Ja odesłałbym ich do Gnedu nie wysłuchując, co mają do powiedzenia. Mądrym jesteś doradcą, przyjacielu.
- Trzeba by zwołać naradę. Wezwij baronów innych miast. Za dwa dni naradzimy się. Trzeba zdecydować, co robić, Feraonie.
- Tak zrobimy, z pewnością. Jeszcze dziś powiem kurierom, by jutro skoro świt wyruszyli do wszystkich miast w Tuniolu. 
Baron Oul pożegnał się z królem i udał się do wyznaczonej mu komnaty. Długo nie mógł zasnąć, myśląc o tym, co czeka Seantos. Tuniol z Genedem nie mógł pokonać wroga, który ma przybyć tak potężny, by zawojować cały Sherdom. Trzeba zawołać inne kraje do walki, inaczej wróg pokona najsilniejszych, czyli Tuniol i Heor, a z resztą krajów Seantosu da sobie radę. Potem ruszy na inne kraje Sherdomu, które pojedynczo nie stanowią żadnego problemu dla zjednoczonych sił. 
Następnego dnia król Feraon zwołał Genedeńczyków do siebie. Długo rozmawiali o tym, co ich czeka. Rozmowa ciągnęła się godzinami. Wkrótce do Everu zjechali się baronowie wszystkich miast w Tuniolu. Król pstanowił przyspieszyć naradę. Oprócz baronów zjawili się na niej kurierzy króla, jego doradcy, królewscy zwiadowcy i Genedeńczycy. Na samym początku król zapoznał wszystkich z obecną sytuacją i z niebespieczeństwem czychającym nad Sherdomem. Potem opowiedział o Genedeńczykach i o pomocy, którą oferują. Przybysze z Genedu jeszcze raz powiedzieli, co zamierzają uczynić i jak obronić się przed wrogiem.
- Trzeba zwołać inne kraje Seantosu do walki. Jeżeli się nie zjednoczymy, wróg z łatwością zniszczy nas pojedynczo.- Rzekł król.
- Czy zawiadomić innych kurierów o tym?- zapytał Kars, najlepszy kurier w Tuniolu.
- Tak. Trzeba zwołać wszystkich mieszkających na Seantosie, którzy zdolni są do walki.
- Wszystkich?- zapytała najmłodsza z obecnych kurierek, Sara
- Tak. Wszystkich- westchnął Feraon.
- To znaczy... wszystkich ludzi, królu?- zapytała niepewni
- Nie, nie tylko ludzi. Trzeba poszukać pomocy w Starym Lesie.
- Legendy mówią, że mieszkają tam elfy...
- I to wlaśnie ich musicie poszukać.
- Pomożemy wam- odezwał się Gord.- Przyślemy do was najlepszego z młodych zwiadowców.
- Dobrze. Saro, ty weźmiesz udział w tej misji. Słyszałem, żę wiesz dużo o starożytnych mieszkańcach Seantosu, o elfach.
- To prawda, królu. Znam się na nich, jednak nie sądzę że nadaję się do tej misji.
- Nie będziesz sam. Pojedziesz razem ze zwiadowcą....
- Keadanem- dokończył Gord.
- Za trzy dni o świcie wyruszysz razem ze zwiadowcą Keadanem do Starego Lasu.
Sara nie mogła się skupić na reszcie narady. Nie słuchała tego, co mówią wszyscy ci wokół niej. Jej myśli krążyły wokół wyprawy, która ją czekała. Dziewczyna wiedziała dużo o fantastycznych postaciach występujących w legendach, szczególnie o elfach. Wiedziała też co nieco o Starym Lesie, jednak w głębi serca wiedziała, że nie nadaje się na taką podróż. Długo myślała o tym, co ją czeka i próbowała wyobrazić sobie Stary Las. Od wieków nikt do niego nie wchodził, Las zaczął rządzić się swoimi własnymi prawami i nikt, kto do niego wszedł, nie wrócił. Poza tym, jak ona dogada się z elfami i tymi podobnymi, jeżeli w ogóle oni tam będą? Sara umiała mówić jedynie w Nowej Mowie. Wątpiła, czy elfy posługują się Nową Mową, która powstała po ich zniknięciu. Z resztą... elfy mogą się przecież nie zgodzić...
Narada dobiegła końca. Wszyscy udali się do swoich komnat i sala narad opustoszała. Sara wywlokła się ociężale i zamknęła się w swoim pokoiku w zamku. Bała się. Potwornie się bała. Wiedziała, że elfy są dość pokojowymi istotami, lecz martwiły ją pogłoski o nie wracających podróżnikach. Nie miała pojęcia, jak zdołałaby przekonać kogoś do pomocy w walce. Od niedawna była kurierką i parę razy słyszała, jak jej mistrz mówi, że jest ona świetną kurierką, lecz ona nie sądziła, że wyróżnia się wśród innych młodych kurierów. 
Dziewczyna opadła na łóżko stojące w rogu małego pokoju. Sięgnęła po księgę o starożytnych mieszkańcach Seantosu i zaczęła czytać rozdział o elfach. Skoro miała do nich niedługo jechać, wolała się przygotować. 
Kaedan ujrzał ogrom zamku w Everze. Jeszcze raz zaczął zastanawiać się, jak mógł zgodzić się na udział w tej misji. Samodzielnie- tak. Ale z kimś? I w dodatku z kurierką z Tuniolu?Teraz nie było mowy o wycofaniu się. Kaedan zawsze dotrzymywał danego słowa, więc nawet, gdyby miał zginąć w Starym Lesie, pojechałby. Powoli zbliżał się do zamku. Jego koń był już zmęczony podróżą z Genedu. Mały konik nie zatrzymywał się ani razu w drodze. Kaedan miał nadzieję, że dostanie innego konia. Jego wierzchowiec panicznie bał się lasów. W Genedzie, gdzie się wychowywał, nie było żadnych lasów, więc gdy w Norku Kaedan chciał skrócić drogę przez las, konik nie chciał do niego wejść. Próby zmuszenia zwierzęcia spełzły na niczym. 
Kaedan siodłał swojego nowego wierzchowca, Cavera. Spojrzał ukradkiem na dziewczynę, z którą miał jechać. Właśnie czyściła Esmeraldę, jej klacz. Kaedan zacisnął popręg. Wziął do ręki wodze i wyprowadził wierzchowca z ogromnej stajni. Wychodząc, rzucił okiem na swojego małego konika. Smutno mu się zrobiło, gdy pomyślał o tym, że musi zostawić zwierzę same na parę miesięcy. Jego również przerażały plotki o Starym Lesie. Kiedy Caver i Esmeralda stanęli przed bramą, oboje, Sara i Kaedan, wskoczyli na wierzchowce i kłusem pojechali ku bramie. Bez słowa opuścili dziedziniec zamku w Ever.

ROZDZIAŁ 1




Śnieg pokrył prawie cały dziedziniec przed zamkiem w Gex. Płatki pruszyły gęsto, utrudniając  jazdę zwiadowcy z Genedu. Przed nim górowała wielka budowla. Zamek był ogromny, lecz w całości przykryty śniegiem, więc jeździec nie mógł ujrzeć prawdziwego piękna budowli. Nie słychać było stukotu końskich kopyt zbliżających się do zamku w Gex. 'Żadnych straży'- szepnął jeździec do siebie, zatrzymując się przy wejściu do zamku. Zawahał się, czy może wejść od tak, bez uprzedzenia. Zeskoczył z konia i pozostawił go przy wejściu. Niepewnie otworzył wrota i znalazł się w skromnej sali tronowej.  Szybkimi krokami zbliżył się do tronu znajdującego się na samym końcu sali. 'Wiadomość od króla Afjodona dla króla Stegara'- powiedział jeździec ochrypłym głosem i wepchnął w słabą już dłoń starego Stegara list. Odszedł od tronu na parę kroków i spojrzał na króla Gexu. Dopiero teraz zorientował siprzypomniał sobie, że dalej ma na głowie kaptur od maskującego płaszcza. Zrzucił go szybko, a spod niego wyłonila się twarz młodego mężczyzny. Stał z kamienną twarzą i czekał, aż król przeczyta wiadomość. W końcu Stegar podniósł oczy na zwiadowcę . 'Wspomina cię w wiadomości'- rzekł z wielkim trudem. 'Pisze, że możesz tu zostać.'. Oczy zwiadowcy rozszerzyły się. O tym nie wiedział. Nie miał zamiaru zostawać w tym miejscu, tak słabo strzeżonym i narażonym na niebezpieczeństwo z każdej niemalże strony. Nie podobało mu się tutaj. 'Według niego jesteś kimś, kto przyda mi się w roli stratega i doradcy. Pisze też, że zbliża się wojna, ostrzega mnie... Wracaj do niego. I przekaż mu, że nie potrzebuję pomocnika ani stratega, a w wojnie poradzę sobie sam. Nie wiem nic o tej wojnie i nie mogę wam ufać. Nie zamierzam zawierać przymierza z Genedyńczykami!'- wrzasnął, podnosząc się z fotela. Spojrzał w oczy młodego zwiadowcy, bardzo przestraszonego nagłą zmnianą tonu. Król opadł na tron ze zmęczoną miną. 'Idź. I niech Afjodon nie wysyła więcej próśb.'- wyszeptał bardzo cicho, jak umierający człowiek. Chłopak odwrócił się na pięcie i założył kaptur na głowę. Szedł szybko w stronę drzwi, by jak najszybciej wyjść z tej sali. 'Poczekaj.  Jesteś na pewno wykończony podróżą. Zostań tu na posiłek.'- rzekł Stegar. Zwiadowca stał chwilę odwrócony plecami od króla. 'Mój koń został na dworze'- wychrypiał niepewnie, odwracając się twarzą do króla. Stegar zwrócił się do Bemariony, stojącej w rogu sali 'Powiedz stajennym, by przygotowali wodę i siano koniowi, a następnie przynieś z kuchni trohę strawy'. 'Oczywiście, królu'-skłoniła się służąca i zniknęła w mniejszych drzwiach prowadząych do pokoju dla służby. Król Stegar zaprowadził zwiadowcę do sali jadalnej. Tam czekał na niego stół zastawiony przeróżnymi potrawami. Wyglądało to bardziej jak uczta niż jak skromny posiłek dla zmęczonego wędrowcy. Mężczyzna usiadł do długiego stołu. Król siadł trochę dalej od niego i patrzył na Genedeńczyka, nic nie jedząc. Zwiadowca szybko zjadł i jak najszybciej się dało, wyszedł z zamku. Wziął swojego konia ze stajni i ruszył z powrotem w stronę promu na Sherdom. Król patrzył za nim z niedowierzaniem 'Wojna? Chyba tylko z nimi samymi'- powiedział sam do siebie, a następnie wczłapał się na wój tron, dosyć niezdarnie, jak na króla. 'Już czas przekazać koronę Greanowi'- mruknął i pogrążył się w myślach. Tymczasem młody zwiadowca pędził galopem do promu. Nie zamierzał zostawać dłużej w tym słabym, obcym mu miasteczku. 'Niemożliwe, jak ten król utrzymuje się jeszcze na tronie'- szepnął do siebie. Rzeczywiście, wojna zbliżała się, a Stegar nawet nie widział, jak szybko. Jednak zaniepokoiła go wiadomość od króla Afjodona. Już dawno nikt nie słyszał o Genedeńczykach. Wszyscy sądzili, że mieszkańcy Genedu wynieśli się po wojnie pod Genedem. Postanowił wystawić straże przy wejściu do zamku i bramie. Rozkazał, by czeladnicy rycerscy ćwiczyli więcej i lepiej.  W końcu doprowadził do porządku rycerzy i zmusił ich do ćwiczeń. Kazał też wyrobić zbroje i przygotować więcej koni, by w razie czego można było je dosiąść. Stegar nie mógł więcej zrobić dla swojego państwa, dla Nork. Czas jego panowania skończył się i król wiedział, żę musi przekazać koronę Greanowi, jego jedynemu synowi, dziedzicowi tronu w Gex, stolicy Norku. 
Na uroczystości koronacji nie zjawiło się wiele osób. Mieszkańcy Gexu nie byli ciekawi życia królewskiego rodu, interesowało ich tylko, jakie daniny muszą płacić, i ostanio, dlaczego daniny są takie wysokie. 'Przecież ten starzec Stegar nic nie robi. Siedzi w swoim tronie i ledwie patrzy na świat'- mówiono. Jednakże wiadomość o przekazaniu korony zaciekawiła mieszkańców nie tylko Gexu, ale tez całego Norku. Pierwszy raz bowiem zdarzało się, że król Norku dobrowolnie oddaje tron swojemu dziedzicowi. Władzę zazwyczaj przejmowano po śmierci dawnego króla.   Uroczystość odbyła się szybko, bez zbędnych przedłużeń. Na uczcie było mnóstwo jedzenia i trunku.Była to zdecydowanie jedna z nudniejszych uroczystości. Ludzie niewiele mówili i szybko udali się do swoich siedzib. Uczta była nudna jak wszystkie w Nork. Norktyńczycy nigdy nie lubili się bawić. Ich życie obracało się wokół dbania o domostwo i o uprawy lub warsztaty rzemieślnicze. Nie wzbogacali życia legendami, z resztą nie było czego opowiadać. Kiedyś, Nork był najważniejszym krajem nie tylko Seantosu, ale również Sherdomu. Starożytni królowie rządzili inaczej niż dzisiejsze władze Norku. Teraz, w czasach ogólnego pokoju ludzie przestali strzec swoich domów, bo przed kim? Wojen nie było od czasu bitwy pod Genedem. Ludzie nie byli zbytnio ostrożni. W Norku było tylko jedno, dawno nie używane więzienie. Ludzie byli znudzeni ciągłą rutyną. Liczyli na coś, co wzbogaci ich życie odrobiną emocji, na coś cudownego. Teraz, największym cudem, jaki mógł się zdarzyć, była koronacja Greana. Nikt nie zdawał sobie sprawy, jak korzystnie wpłynie to na całe państwo i Seantos, a nawet na Sherdom.
Królowi Afjodonowi nie spodobały się wiadomości z Norku. 'Liczyłem na to, że na tronie będzie już siedział jego syn., Grean.'- powiedział do zwiadowcy, gdy ten przyjechał z Norku. 'Ten głupiec sądzi, że nie zagraża mu nic od strony wybrzeża, ani od żadnej z innych stron. Nigdy nie  było tam dobrze. Kiedy jeszcze mieszkaliśmy na Seantos, już był tam bałagan. Niby mają króla, ale nie są mu poddani. wszystko, co robią, to płacą mu daniny. A gdyby przyszło do walki? Kto walczyłby dla Stegara? Mam nadzieję, że Grean jak najszybciej zasiądzie na tronie, i że nie będzie taki jak ojciec'-mruknął na koniec. 'Możesz odejść, Keadanie. Zapamiętam cię.'- skinął na zwiadowcę. Ten, ukłonił się pospiesznie i udał do swojej chatki na brzegu lasu w Gars. Rozsiodłał zmęczonego konia i wstawił o do niewielkiej stajni za chatką. 'Zapamiętam cię. Co to ma znaczyć? Zwykłe wynagrodzenie wystarczyłoby'- mruknął Keadan i usiadł w fotelu. Nie rozumiał, dlaczego to on został wysłany. Do takich żeczy lepiej nadają się kurierzy. I co miało znaczyć to, że Keadan miał tam zostać? I to w roli stratega i doradcy? On, który nie wiedział NIC o wojnie? Na szczęście Stegar go nie przyjął. Mężczyzna westchnął i gwizdnął cicho. Zaraz przybiegł do niego Joko, jego pies. Zwiadowca pogłaskał czworonoga i zabrał się do czytania korespondencji. Nie spodziewał się jeszcze, że niebawem znów będzie musiał udać się na Seantos, i to już niebawem.
Król Grean uważnie przyglądał się ćwiczeniom rycerzy, które miały na celu utrzymanie wojowników w formie. Podobały mu się zmiany, które wprowadził. Nawet mieszkańcy Gexu wyczuli jakąś poważną, dobrą zmianę w Norku. Cieszyli się, że Stegar zakończył swoje rządy. Wydawało się, że powoli wracają ludzie, jacy żyli dawno już temu. Zima trwała już bardzo długo. Byłą to jedna z większych ostatnich lat. Rok temu w tym czasie już dawno była wiosna. Śnieg prószył coraz mocniej. Zbliżały się wielkie, czarne mrozy. Mrok zbliżał się do Sherdomu.

Hej :)

Na tym blogu chciałabym publikować fragmenty mojej książki. Enjoy :)