ROZDZIAŁ 2
Baron Oul, panujący w Genedorze zauważył delegcję z jakiegoś kraju. Liczyła czterech jeźdźców, a jeden z nich wiózł flagę z godłem przypominającym godło Heoru, państwa zaprzyjaźnionego z Tuniolem. Genedor był jednym z mniejszych fortyfikacji Tuniolu. Nie nzaczyło to jednak, że był słaby. Miasta w innych krajach, tak. Lecz Tuniol był jednm z najmocniejszych krajów całego Sherdomu. Inne kraje nie były przygotowanie na odparcie większego ataku, nie dałyby rady przeciwstawić się innym, potężniejszym krajom. Żadne, oprócz Heoru i Tuniolu. Kraje te zawsze żyły w wielkiej przyjaźni. Oul nie widział w wyobraźni żadnego powodu przysłania delegacji właśnie tutaj, do Genedoru. Ale... nie, to nie była delegacja z Heoru. Oul pomylił się. Jeźdźcy pochodzili z Genedu i przyjechali do miasta, które Tuniol zdobył w Bitwie pod Genedem, a które było kiedyś stolicą Genedu. Przybysze długo stali przed bramą, dyskutując ze strażami, w końcu, choć niechętnie, wejście na dziedziniec otworzyła się, a jeźdźcy pospiesznie wjechali na dziedziniec, jakby chcąc nadrobić stracony czas. Baron Oul wyszedł na spotkanie przybyszom z wybrzeży Sherdomu. 'Przybyliśmy, panie od króla Afjodona. Jesteśmy tu, by zaproponować pomoc w bitwie, która was czeka, Panie'- odezwał się jeden z nich, stojący na czele. Mówił z dziwnym akcentem, tak, że pomimo tego, że mówił w Nowej Mowie, Oul ledwo go rozumiał 'Wejdźcie więc i powiedzcie, co macie do powiedzenia'- westchnął Oul. Jeźdźcy z Genedu zeszli z koni i odesłali je do stajni. Weszli do wielkiej sali w zamku, stamtąd poprowadzono ich do sali narad. Miała ona kształt koła, a po środku niej stał okrągły stół, na którym leżało wiele map. Pod ścianami stały krzesła. Baron Oul zasiadł równolegle do wejścia razem ze swymi doradcami po bokach i wskazał przybyszom z Genedu miejsca naprzeciw siebie. Twarze przybyszów zdradzały zaniepokojenie. 'Niebezpieczeństwo zbliża się, Panie do was i do wszystkich krajów Sherdomu. Wróg przybywa z Morza, z krajów, których my nie znamy, lecz o których krążą straszne legendy. Według nas, wróg zaatakuje najpierw wschodnią część Seantosu, po czym zaatakuje mocniejsze państwa, by na początku unicestwić najsilniejszych wrogów. Jesteśmy tu, by zaproponować pomoc, jak już rzekłem. Niebezpieczeństwo wielkie grozi wszystkim krajom na Morzu. Jeżeli nie pokonamy ich tutaj, wróg ruszy na dalsze kraje Sherdomu. Wtedy już nie zdołamy unicestwić najeźdźców. Chcemy pomóc wam pokonać wroga tutaj.'- skończył przewodniczący, mistrz zwiadowców Genedu, Gord. Dalej mówił już jego kompan, wyjaśniając, kim jest wróg, skąd przybywa i czego chce. 'Ja, oczywiście nie mam nic przeciwko, jednakże takie decyzje podejmuje jedynie król.'- wychrypiał Oul, gdy Genedeńczyk wszystki wytłumaczył. 'Więc zaprowadźcie nas do króla, panie'- powiedział Gord. 'Dobrze więc. Steork!'-wrzasnął Oul, a w drzwiach pojawił się drobny, młody służący Oula. 'Tak, panie?'- wyjąkał cienkim głosem.'Przygotuj konie dla mnie i dla doradców, niech konie przybyszów bedą także gotowe'-rozkazał Oul, po czym Wstał i wskazał Genedeńczykom wyjście. Po krótkim czasie baron Oul, jego doradcy: Meadok i Durk i cała delegacja z Genedu byli w drodze do stolicy Tuniolu i siedziby króla, do Everu.
Po długiej i wyczerpującej podróży wreszcie dotarli do Everu. Tam król, po wyjaśnieniach ze strony Oula przyjął Genedeńczyków w swoim zamku. Wyznaczył im pokoje, w których mogli odpocząć. Niedługo później zaproszono ich do jadalnie, gdzie dostali kolację. Po posiłku Genedeńczycy udali się do wyznaczonych im pokoi, a król Feraon zaprosił Oula do swoich komnat, by przedyskutować przybycie Genedeńczyków.
- Więc ty twierdzisz, że mają nam pomóc?- zapytał Feraon.
- Tak, królu. Nie ma w nich już tych Genedeńczyków, którzy mieszkali na Seantos. Oni chcą przymieża.
- Dobrze zrobili, przyjeżdżając do ciebie, Oulu. Ja odesłałbym ich do Gnedu nie wysłuchując, co mają do powiedzenia. Mądrym jesteś doradcą, przyjacielu.
- Trzeba by zwołać naradę. Wezwij baronów innych miast. Za dwa dni naradzimy się. Trzeba zdecydować, co robić, Feraonie.
- Tak zrobimy, z pewnością. Jeszcze dziś powiem kurierom, by jutro skoro świt wyruszyli do wszystkich miast w Tuniolu.
Baron Oul pożegnał się z królem i udał się do wyznaczonej mu komnaty. Długo nie mógł zasnąć, myśląc o tym, co czeka Seantos. Tuniol z Genedem nie mógł pokonać wroga, który ma przybyć tak potężny, by zawojować cały Sherdom. Trzeba zawołać inne kraje do walki, inaczej wróg pokona najsilniejszych, czyli Tuniol i Heor, a z resztą krajów Seantosu da sobie radę. Potem ruszy na inne kraje Sherdomu, które pojedynczo nie stanowią żadnego problemu dla zjednoczonych sił.
Następnego dnia król Feraon zwołał Genedeńczyków do siebie. Długo rozmawiali o tym, co ich czeka. Rozmowa ciągnęła się godzinami. Wkrótce do Everu zjechali się baronowie wszystkich miast w Tuniolu. Król pstanowił przyspieszyć naradę. Oprócz baronów zjawili się na niej kurierzy króla, jego doradcy, królewscy zwiadowcy i Genedeńczycy. Na samym początku król zapoznał wszystkich z obecną sytuacją i z niebespieczeństwem czychającym nad Sherdomem. Potem opowiedział o Genedeńczykach i o pomocy, którą oferują. Przybysze z Genedu jeszcze raz powiedzieli, co zamierzają uczynić i jak obronić się przed wrogiem.
- Trzeba zwołać inne kraje Seantosu do walki. Jeżeli się nie zjednoczymy, wróg z łatwością zniszczy nas pojedynczo.- Rzekł król.
- Czy zawiadomić innych kurierów o tym?- zapytał Kars, najlepszy kurier w Tuniolu.
- Tak. Trzeba zwołać wszystkich mieszkających na Seantosie, którzy zdolni są do walki.
- Wszystkich?- zapytała najmłodsza z obecnych kurierek, Sara
- Tak. Wszystkich- westchnął Feraon.
- To znaczy... wszystkich ludzi, królu?- zapytała niepewni
- Nie, nie tylko ludzi. Trzeba poszukać pomocy w Starym Lesie.
- Legendy mówią, że mieszkają tam elfy...
- I to wlaśnie ich musicie poszukać.
- Pomożemy wam- odezwał się Gord.- Przyślemy do was najlepszego z młodych zwiadowców.
- Dobrze. Saro, ty weźmiesz udział w tej misji. Słyszałem, żę wiesz dużo o starożytnych mieszkańcach Seantosu, o elfach.
- To prawda, królu. Znam się na nich, jednak nie sądzę że nadaję się do tej misji.
- Nie będziesz sam. Pojedziesz razem ze zwiadowcą....
- Keadanem- dokończył Gord.
- Za trzy dni o świcie wyruszysz razem ze zwiadowcą Keadanem do Starego Lasu.
Sara nie mogła się skupić na reszcie narady. Nie słuchała tego, co mówią wszyscy ci wokół niej. Jej myśli krążyły wokół wyprawy, która ją czekała. Dziewczyna wiedziała dużo o fantastycznych postaciach występujących w legendach, szczególnie o elfach. Wiedziała też co nieco o Starym Lesie, jednak w głębi serca wiedziała, że nie nadaje się na taką podróż. Długo myślała o tym, co ją czeka i próbowała wyobrazić sobie Stary Las. Od wieków nikt do niego nie wchodził, Las zaczął rządzić się swoimi własnymi prawami i nikt, kto do niego wszedł, nie wrócił. Poza tym, jak ona dogada się z elfami i tymi podobnymi, jeżeli w ogóle oni tam będą? Sara umiała mówić jedynie w Nowej Mowie. Wątpiła, czy elfy posługują się Nową Mową, która powstała po ich zniknięciu. Z resztą... elfy mogą się przecież nie zgodzić...
Narada dobiegła końca. Wszyscy udali się do swoich komnat i sala narad opustoszała. Sara wywlokła się ociężale i zamknęła się w swoim pokoiku w zamku. Bała się. Potwornie się bała. Wiedziała, że elfy są dość pokojowymi istotami, lecz martwiły ją pogłoski o nie wracających podróżnikach. Nie miała pojęcia, jak zdołałaby przekonać kogoś do pomocy w walce. Od niedawna była kurierką i parę razy słyszała, jak jej mistrz mówi, że jest ona świetną kurierką, lecz ona nie sądziła, że wyróżnia się wśród innych młodych kurierów.
Dziewczyna opadła na łóżko stojące w rogu małego pokoju. Sięgnęła po księgę o starożytnych mieszkańcach Seantosu i zaczęła czytać rozdział o elfach. Skoro miała do nich niedługo jechać, wolała się przygotować.
Kaedan ujrzał ogrom zamku w Everze. Jeszcze raz zaczął zastanawiać się, jak mógł zgodzić się na udział w tej misji. Samodzielnie- tak. Ale z kimś? I w dodatku z kurierką z Tuniolu?Teraz nie było mowy o wycofaniu się. Kaedan zawsze dotrzymywał danego słowa, więc nawet, gdyby miał zginąć w Starym Lesie, pojechałby. Powoli zbliżał się do zamku. Jego koń był już zmęczony podróżą z Genedu. Mały konik nie zatrzymywał się ani razu w drodze. Kaedan miał nadzieję, że dostanie innego konia. Jego wierzchowiec panicznie bał się lasów. W Genedzie, gdzie się wychowywał, nie było żadnych lasów, więc gdy w Norku Kaedan chciał skrócić drogę przez las, konik nie chciał do niego wejść. Próby zmuszenia zwierzęcia spełzły na niczym.
Kaedan siodłał swojego nowego wierzchowca, Cavera. Spojrzał ukradkiem na dziewczynę, z którą miał jechać. Właśnie czyściła Esmeraldę, jej klacz. Kaedan zacisnął popręg. Wziął do ręki wodze i wyprowadził wierzchowca z ogromnej stajni. Wychodząc, rzucił okiem na swojego małego konika. Smutno mu się zrobiło, gdy pomyślał o tym, że musi zostawić zwierzę same na parę miesięcy. Jego również przerażały plotki o Starym Lesie. Kiedy Caver i Esmeralda stanęli przed bramą, oboje, Sara i Kaedan, wskoczyli na wierzchowce i kłusem pojechali ku bramie. Bez słowa opuścili dziedziniec zamku w Ever.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz