ROZDZIAŁ 3
Sarę zaczynała denerwować panująca między nią a zwiadowcą atmosfera. Nie wiedziała, co powiedzieć, liczyła na to, że Kaedan odezwie się pierwszy. Jechali jeszcze długo w ciszy, aż zjechali ze wzgórza i zamek w Gex całkowicie zniknął im z pola widzenia. Sara spojrzała w stronę, gdzie powinien być zamek. Nie chciała go opuszczać, nie chciała opuszczać Everu ani Tuniolu. Ale misja, którą jej przydzielono, była najważniejsza w tej chwili. Inne kraje Sherdomu nie zgodzą się na sojusz. Jedyna nadzieja w słabych wojskach innych krajów Seantosu. No i w elfach, oczywiście.
Dzień był słoneczny. Na niebie nie było ani jednej chmurki. Sara i Kaedan jechali już przez cztery godziny. Zatrzymali się na chwilę, lecz po chwili znowu ruszyli. Sara zauważyła, jak Kaedan parę razy otwiera i zamyka usta, tak jakby miał zamiar coś powiedzieć, ale nie mógł się odważyć.
- Słyszałem, że znasz się na elfach- powiedział strasznie szybko, tak, że Sara ledwo go zrozumiała. Na dodatek mówił z tym akcentem...
- Tak... Znam też parę historii o Starym Lesie, ale raczej... nie są zbyt.... zachęcające...
- Mamy dużo czasu. Mów- zachęcił dziewczynę zwiadowca.
Sara opowiedziała historię o elfach, które wyniosły się do Lasu prze wiekami. Powiedziała o plotkach, jakie krążą o Starym Lesie. O tym, że nikt, kto tam się wybrał, nie wracał. O dziwnych odgłosach dochodzących z lasu, które mają odstraszać potencjalnych gości. Powiedziała mu wszystko, co wiedziała o elfach, powiedziała mu wszystkie legendy, jakie znała na temat Starego Lasu.Opowieści było wiele, choć Sara starała się streścić większość historii. Wydawało jej się, że mówi już całą wieczność. W końcu skończyła i spojrzała niepewnie w stronę Kaedana. Zwiadowca patrzył przed siebie. Dziewczyna nie wiedziała, czy Genedeńczyk w ogóle ją słuchał.
- Wspominałaś coś o hynach.... co to za istoty?- zapytał, wciąż patrząc przed siebie.
- Hyny... Hyny, odkąd pamięć ludzka sięga, zamieszkiwały góry Stonlandu i Ebandov. Nigdy jednak żadna hyna nie pokazała się człowiekowi. Ludzie snuli domysły o tych istotach, gdy widzieli w górach, na wielkich drzewach kontury niewyraźnej postaci. Kiedyś znaleziono kroniki z czasów, gdy hyny żyły wśród ludzi, których one nazywały 'małymi ludźmi'. Hyny górują nad nami wzrostem. Są dużo wyższe od ludzi. Mieszkają na drzewach nazywanych gorkami. Rosną one tylko wśród łańcucha górskiego Gork. Od niego wzięły swoją nazwę. Są to drzewa wysokie, wyższe znacznie od wszystkich drzew, które widziałeś kiedykolwiek. Szersze niż wszystkie zamki świata. Hyny mieszkają na gałęziach gorkow, a także w ich środku. We wnętrzu są zupełnie puste. Hyny podobno potrafią latać na lesalach, czyli stowrzeniah które ludzie nzywają smokami. Hyny ujeżdżają także Fythy. Są to stworzenia bardzo podobne do naszych koni. Są one jednak większe i nie mają futra. Zamiast tego, pokrywa je śliska, ciemnoczerwona skóra.
- Muszą być dziwaczne. Skąd ty tyle wiesz? Ja dotychczas nie miałem pojęcia o żadnych z tych istot...
- Czytam mnóstwo starych książek i kronik. Czasem też rozmawiam z ludźmi z wioski. Ci zawsze coś powiedzą, zazwyczaj ich opowieści mijają się z prawdą, ale opowiadają naprawdę ciekawie.
- Ludzie w wioskach w Genedzie opowiadają tylko o wojnach i chlubią się swoimi schludnymi domkami. Nic ciekawego nie powiedzą.
- Robi się ciemno. Lada chwila zapadnie noc. Musimy znaleźć miejsce, gdzie możemy nocować.
- Na razie znajdujemy się w Tuniolu, więc możemy nocować w gospodzie. Zgaduję, że gdy skręcimy na lewo,trafimy do jakiejś wioski.
- Tak, tam jest Hellow. To moja rodzinna wioska. Z tego co pamiętam, na samym końcu znajduje się gospoda 'Pod białym drzewem'.
Oboje zawrócili konie z drogi i pojechali ledwo widoczną dróżką do Hellow. Z gospody na końcu wioski słychać było radosne śpiewanie. Sara uśmiechnęła się. Miło było znowu oglądać miejsce, gdzie się dorastało. Poznawała twarze niektórych ludzi, którzy spieszyli do swych chat. Sama jednak wiedziała, że bardzo się zmieniła. Odkąd umarła jej matka, a przyjęto ją na uczennicę mistrzyni kurierek, jej włosy pociemniały, z twarzy znikły piegi. Wiedziała, że gdyby powitała swoją dawną sąsiadkę, ta nie poznałaby jej. 'Szkoda'-pomyślała. 'Lubiłam tą kobietę'. Sara zastanawiała się, co robi teraz jej przyjaciel, Jarom. Znali się od zawsze. A kiedy zaproponowano jej naukę w panny Nies, nie zdążyła się z nim pożegnać. Napisała list, ale wątpiła, że ktokolwiek mu go dał. Sara zwinnie zeskoczyła z klaczy. Zerknęła na Keadana starającego się zejść z Cavera. Chłopak w końcu zgramolił się z konia. Wprowadził go i Esmeraldę do boksu przy gospodzie i razem z Sarą weszli do gospody.
- Lepiej, żebyś ty rozmawiała. Rozpoznają mój akcent, a Genedeńczyka raczej tu nie chcą.- Szepnął do Sary, gdy wchodzili do gospody.
Przywitał ich pan Eldon Burg, włąściciel gospody. Sara poprosiła o dwa pokoje dla dwóch osób. Mężczyzna uśmiechnął się i zawołał swojego syna. Chłopak wziął dwa klucze i zaprowadził Kaedana oraz Sarę do pokoi, które wyznaczył im Eldon, po czym szybko odszedł, rzucając szybko coś o kolacji na dole. Kurierka i zwiadowca pospieszyli po schodach do jadalni, gdzie było mnóstwo osób bawiących się i pijących piwo. Syn gospodarza pokazał im stół, który został zapełniony najróżniejszymi potrawami. Dziewczyna niepewnie usiadła na stołku i rozejrzała się. W kącie gospody siedział Jarom. Samotny sączył piwo z smutną miną. Wyczuł wzrok kurierki i podniósł głowę. Sara natychmiast odwróciła się w stronę jedzenia. Kaedan już jadł. Dziewczyna nie wiedziała, co zrobić. Chciała przywitać starego przyjaciela, ale bała się, że ten jej nie pozna. Nachyliła się nad stołem.
- Kto to?- zapytał cicho Kaedan.
- To mój stary przyjaciel. Z dzieciństwa.- Rzuciła szybko.
Odwróciła się ponownie w stronę Jaroma. Ten zauważył ją i jego smutną twarz rozjaśnił uśmiech. Wstał od stołu i szybko podszedł do stołu Sary. Kurierka wstała.
- Sara? Sara Avey?
- Tak, to ja- powiedziała szybko.
- To ja, Jarom. Pamiętasz mnie?
- Tak, pamiętam cię, Jaromie.
- Proszę cię, usiądźmy i porozmawiajmy...
Sara spojrzała na Kaedana. Ten szybko skinął głową w stronę dziewczyny. Kurierka odwróciła się twarzą do Jaroma i uśmiechnęła się. Usiadła przy innym, nie zajętym stole. Chłopak uczynił to samo. Sara przyjrzała się mu dokładniej. Jej przyjaciel wcale się nie zmienił.
- Jak to się stało, że tak zniknęłaś? I czemu tu teraz jesteś? I kto to?- ostatnie pytanie zadał, wskazując palcem na Kaedana.
- Kiedy zmarła moja matka, zaproponowano mi uczenie się na kurierkę. Zrozum, nie mogłam przepuścić tej okazji...-dziewczyna spojrzała na Jaroma i ciągnęła dalej.- teraz jestem tu, ponieważ zostałam wysłana z misją, o której nie mogę mówić...
- A ten chłopak? Ten, z którym przyjechałaś...
- On towarzyszy mi w misji... Powiedz, co teraz robisz?
- Opiekuję się chorą matką i opiekuję się ziemią.
- A Mey? Gdzie ona jest?
- Mey nie żyje od dwóch lat. Zmarła na jakąś rzadką chorobę... Nikt nie wiedział, jak ją wyleczyć, ani czemu zachorowała... - Jarom miał łzy w oczach.
- Jaromie, tak mi przykro... Nic o tym nie wiedziałam....
- Najgorsze jest to, że moja matka najwyraźniej zachorowała na to samo... No właśnie! Zapomniałbym! Miałem wcześnie wrócić. Żegnaj, Saro. Może się jeszcze spotkamy- powiedział szybko, po czym znikł w drzwiach gospody.
Sara zerknęła w stronę stołu, gdzie siedział Kaedan. Już go tam nie było. Dziewczyna wstała i udała się do pokoju na górze.
Następnego dnia o świcie już siodłała Esmeraldę. Gdy wyprowadzała klacz, do stajni wpełzł Kaedan.
- Naprawdę nie możemy wyruszyć później?- jęknął.
Sara nie odpowiedziała. Uśmiechnęła się pod nosem i przywiązała Esmeraldę do drzwi boksu.
-Pomogę ci siodłać Cavera- uśmiechnęła się.
Wkrótce konie były gotowe do drogi. Sara zapłaciła gospodarzowi i razem z Kaedanem wyruszyli w kierunku granicy z Ebandov.